Info
Ten blog rowerowy prowadzi outsider z miasteczka Częstochowa. Mam przejechane 59366.41 kilometrów.Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
Dane wyjazdu:
100.30 km
0.00 km teren
07:16 h
13.80 km/h
Sobota, 28 sierpnia 2010 | Komentarze 0
To miał być mój docelowy maraton, po raz pierwszy Giga w Krakowie na już niezłych pagórkach, wprawdzie to jeszcze nie prawdziwie górski maraton ale już przedsmak jest. Niestety plany sobie a życie sobie. Poprzednio cały czas dobrze żarło aż przed najważniejszym dla mnie występem zdechło: na trzy dni przed maratonem dostałem zatrucia czy tam grypy jelitowej, jeden pies bo efekty te same. W zasadzie bliski byłem wycofania się z wyścigu ale jakoś nie pasowało mi to z tego powodu że to również rywalizacja w firmie czyli mistrzostwa energetyków więc mocno osłabiony pojechałem. Jakby nie dość choroby na miejscu okazało się że pogoda jest fatalna, leje, grunt rozmokły, co to oznacza na podkrakowskich terenach wie ten co jeździł.W końcu startujemy, nawet nie próbuję mocno cisnąć i trzymam swoje tempo. Na początku nawet nieźle się jedzie ale im dalej tym gorzej zaczynają się rozmokłe podjazdy i zjazdy, po pewnym czasie przestają mi odbijać klamki hamulców ale i tak jestem w dobrej sytuacji bo v-breaki przynajmniej hamują podczas gdy później wielu tarczowców już prowadzi rowery. Po 35km dają o sobie znać skutki choroby: wypłukałem magnez z organizmu i zaczynają się pierwsze skurcze. Jedzie się fatalnie pod górę trzeba często prowadzić a i zjazdy które na sucho się śmiga bez klamek tym razem dają mocno popalić, zaliczam kilka gleb (ale w błotku przynajmniej nic się nie dzieje bo mięciutko jest ;) . Ten kawałek 30km dodatkowe dla gigowców dał mi nieźle w kość. W końcu dołączamy do trasy powrotnej dla chłopaków z mega i ten kawałek jest łatwy: trochę asfaltów, trochę płaskich odcinków na trawie, oczywiście leci się znacznie wolniej niż zwykle ale przynajmniej na luzie bez balansowania rowerem, tutaj też odpuszczają mnie skurcze ale za to zaczyna boleć żołądek. Jeszcze kilka prostych podjazdów na koniec i meta.
Spodziewałem się że dystans giga da mi w kość ale nie myślałem że aż tak. Stało się to głównie za sprawą pogody i choroby bo trasa generalnie była łatwiejsza niż poprzednie które znałem z mega. Rower mocno zajechany, do wymiany wszystkie linki, nie wiadomo jak tam łożyska bo wszystko chrzęści. Generalnie mogę krótko powiedzieć tak: ja pi..lę jaka rzeźnia.
Zająłem 85 miejsce na ok 120 którzy dojechali (sporo osób ok 40 wycofało się lub nie ukończyło wyścigu z różnych względów) więc wynik w ogóle nie oddaje satysfakcji jaką mam z przejechania tego maratonu który okazał się dla mnie hardcorem. Na pocieszenie zająłem drugie miejsce w Enionie na tym dystansie.
Kategoria Maraton